Konrad stał przywiązany do drzewa już czwartą godzinę i co tu dużo mówić: zaczął się denerwować z powodu tej jakże nie komfortowej sytuacji. Jednak, jak to zwykle bywa, pomoc nadeszła z dość nieoczekiwanej strony.
Oto na małym powozie zaprzężonym w dwa małe muły nadjechał wolnym tempem osobnik, który ze względu na habit mógł zostać bardzo łatwo zidentyfikowany jako mnich.
- In nomine Patris, et Filii, et Spirytus Spirytus Spirytus!!! Chłopcze, co się stało, że taki nagi jesteś przywiązany do drzewa? Jakiż grzech wymagał aż takiej pokuty? Czym splamiłeś swój honor? - zaczął się wypytywać wesołym głosem mnich - Jestem brat Teodozjusz z zakonu św. Dominika. Powiedz no, czy życzysz sobie abym cię tu zostawił jako przykładnego pokutnika czy też wolałbyś zostać oswobodzony z więzów i ruszyć ze mną?
- No chyba wiadomo, że chcę zostać uwolniony! Chyba nie myślisz, że z własnej woli zostałem tak związany? Z nieba mi spadłeś braciszku. A przyznam, że już zaczynałem wierzyć w plotki, że dominikanie to chamy w habitach, którzy tylko kombinują jakby tu zdobyć pieniądze - rzekł Konrad, rad z tego nagłego wybawienia - Teraz już wiem, że to tylko podłe kłamstwo!
- Nie no... Nie wyciągajmy pochopnych wniosków - odparł brat Teodozjusz głosem jakby urażonym - Naturalnie uwolnię Cię tylko za drobną opłatą, która to i tak zostanie przekazana na nasz ubogi zakon, zapewniam cię.
- Jaka zapłata? Nie wiem czy widzisz, ale nie mam zbyt wielu pieniążków w kieszeni. Powodem tego jest fakt, że w ogóle nie mam kieszeni, co wiąże się z tym, że nie mam żadnego ubrania! Jako osoba, która została obrabowana z dóbr doczesnych, nie mogę ci wypłacić żadnej, choćby i najmniejszej kwoty.
Rozpoczęli negocjacje, dość długie lecz owocne. Brat Teodozjusz zgodził się uwolnić Konrada, użyczyć mu lichego habitu, którego używał tylko w najbiedniejszych okresach życia oraz zobowiązał się podwieźć Konrada do Vollstein. W zamian nasz bohater zgodził się przepracować resztę dnia przy drobnych naprawach powozu mnicha. Jako ustalili tako i uczynili. Rozmowa w trakcie podróży nie kleiła się. Być może było to skutkiem odpowiedzi, której udzielił mnichowi Konrad na pytanie czy często zagląda do kościoła. Otóż odpowiedział on, że nie wpuszczano go do miejscowego kościoła od czasu gdy podczas mszy świętej zamiast wrzucić pieniążek na tacę wygrzebał z owego koszyka pięć miedziaków i poszedł sobie za nie kupić wino. Tak więc raczej w milczeniu podróżnicy dotarli wreszcie po godzinie do miasta Vollstein. Przywitała ich sporych rozmiarów brama przed którą stali strażnicy, widząc jednak mnicha nie sprawiali żadnych problemów. Wjechali na zatłoczoną ulicę, a następnie jakąś krętą drogą dojechali do niewielkiego placu gdzie to brat Teodozjusz nakazał Konradowi rozpocząć przegląd powozu, sam zaś udał się na rynek w bliżej nieokreślonych celach. Nasz bohater oczywiście mógł zostawić wóz i w ten niehonorowy sposób uniknąć zapłaty za uwolnienie i transport, ale jakaś pozytywna cząstka jego zamulonego umysłu kazała mu zostać i uczciwie przepracować tyle, ile należy. Pracował i pracował, a po trzech godzinach wrócił brat Teodozjusz. Ocenił wysiłki Konrada i był na tyle zadowolony, że podarował naszemu bohaterowi dodatkowego srebrnego szylinga. Konrad wielce zadowolony z takiego obrotu sprawy postanowił przejść się po mieście zanim zacznie myśleć o noclegu. Niby nie zmierzał do żadnego konkretnego miejsca, lecz jego stopy same poniosły go do jednego ze stoisk sieci bazarów "Ropuszka". Sklepy te miały zarówno plusy jak i minusy. Do rzeczy zachęcających należy z całą pewnością duży asortyment tanich win, zaś minusem i to dużym są wysokie ceny jaboli w porównaniu do innych punktów sprzedaży. W miarę możliwości Konrad chadzał do bazarów sieci "Jeżozwierzyk" gdyż ma tą przewagę nad "Ropuszką", że zawsze ktoś obsługiwał klientów, niezależnie od pory dnia i nocy. "Ropuszkę" zaś zamykano gdy o 24.00 i nie było siły, żeby kupić sobie jabola nocną porą.
W każdym bądź razie Konrad pewnym krokiem przekroczył próg sklepu i zaczął szukać wzrokiem znanych mu flaszek. Dojrzał w końcu upragnione kształty na półeczce (dolnej) i bez żadnego zakłopotania zaczął targować się ze sprzedawczynią w kwestii kaucji za butelkę. W międzyczasie do "Ropuszki" weszła kolejna młoda osoba. Dziewczyna zdawała się być mniej więcej w wieku Konrada, miała ciemne włosy i (choć Konrad oczywiście nie mógł tego jeszcze wiedzieć) ciepły nos. Ubrana była w dziwaczną suknię, masę ozdób wyglądających na kupione po promocyjnej cenie na targu oraz chustę na głowie. Mruczała coś pod nosem w języku, który albo już nie był używany, albo (co bardziej prawdopodobne) nigdy nie istniał, a dziewczyna mamrotała takie wymyślone słowa by stworzyć wokół siebie aurę tajemniczości. Konrad może nawet nie zwróciłby na nią większej uwagi, w końcu w miastach takich dziwacznych osób jest masa, gdyby nie to, że gdy tylko zakupił sobie litrową nalewkę, dziewczyna zakupiła butelkę znanego i lubianego jabola marki "Mefistofeles". Co mu szkodziło zaprosić panienkę do wspólnej konsumpcji? Dziewczyna zgodziła się i nawet zaproponowała miejsce na tyle ustronne, że nigdy tam nie zaglądają strażnicy miejscy. To bardzo ważna sprawa, gdyż Konrad już nie raz przerywał picie w połowie butelki gdy tylko usłyszał niepokojące pobrzękiwanie zbroi kolczej, jakże chętnie noszonej przez miejskich żołdaków.
- A tak w ogóle to mam na imię Karolajn - powiedziała dziewczyna
- A miło mi, Konrad Goldhirsch jestem. Jeśli mogę, to pragnął bym wyrazić swoje zdziwienie wywołane twoimi niecodziennymi ozdobami...
- E? To nie są żadne ozdoby, to magiczne amulety, które pomagają mi w rzucaniu czarów! Bo wiesz, ja to jestem wiedźmą! - podkreśliła z dumą Karolajn
- Wiedźmą... Nie za młoda trochę jesteś na tak yyy... dojrzałą profesję? Chodzi mi o to, że nie wyglądasz groźnie i gdybym miał zgadywać to bym powiedział, że w życiu Ci żaden czar nie wyszedł... - oznajmił powątpiewającym głosem nasz bohater. W międzyczasie doszli do wskazanego przez Karolajn miejsca, które okazało się całkiem przytulnym zaułkiem.
- No to powiedzmy, że dopiero się uczę... Ale w końcu każdemu wychodzi jakieś zaklęcie, prawda? - Konrad już chciał powiedzieć, że większej głupoty w życiu nie słyszał, ale ugryzł się w język nie chcąc załamywać nowopoznanej. Wkrótce jednak takie drobne problemy jak umiejętności magiczne przestały odgrywać znaczącą rolę, bo przecież po odkorkowaniu jabola znikają wszelakie troski. Dionizosie, jakże możemy Ci dziękować za ten boski od Ciebie dar? Nawet Prometeusz bardziej się nie zasłużył ludzkości kradnąc ogień, niż Ty zsyłając nam nektar zamknięty w butelce 0,75 litra.
Karolajn i Konrad wypili co mieli i w bardzo dobrych humorach rozpoczęli dyskusje na różne, najróżniejsze tematy. Zaczęli od takich zagadnień jak przewaga bułki nad chlebem kiedy rozpatrujemy je w kategorii przydatności jako zagryszka, poprzez rozwój handlu międzynarodowego, a kończąc na ulubionej potrawie zawierającej chociaż śladowe ilości brokuł. Jako, że dobre humory ich nie opuszczały, postanowili się przejść do jakiejś przytulnej pijalni piwa, które to miała sponsorować Karolajn. Rozsiedli się w knajpce niewielkiej, ale bardzo wygodnej. Poza nimi była tam tylko dwójka zakapturzonych postaci. Zaczynali właśnie drugie piwo kiedy to ich rozmowa zeszła na temat instytucji kościoła.
- Słudzy starego systemu! - krzyczała Karolajn - gdyby to ode mnie zależało to bym już dawno zaczęła likwidację kleru....
- No tak, zgadzam się z tobą... oczywiście... - odpowiedział Konrad, chociaż w sumie nawet nie słuchał już tak uważnie młodej wiedźmy (wypity alkohol zaczynał właśnie spychać jego myśli na inne tory). Nagle zakapturzone postacie zerwały się ze swoich miejsc i wyciągnęły sztylety.
- Stać!!! Inkwizycja! Aresztujemy was za głoszenie tez antykościelnych! - krzyknął jeden, a drugi już zaczął krepować Konradowi i Karolajn ręce.
- Nie no, znowu... - jęknęła cicho Karolajn, nie stawiała żadnego oporu. Nasz bohater także nie starał się uwolnić. Normalnie powiedziałby chociaż coś w stylu: "Weźcie, bez jaj", ale jego umysł był na tyle otulony przyjemną mgiełką upojenia alkoholowego, że tylko pierdnął gdy wyprowadzano go z knajpy.
Jestem koneserem tego alkoholu od paru lat oraz Imperatora, i nigdy nie było z nim żadnego problemu dopóki nie wypiłem przed snem buteleczkę tego oto zacnego trunku i zarzygałem całą twarz mojej żonie, nie polecam
do Fajrant Wiśniowy I, dn. , przez TusioSzpryca jak ch***j, trochę śmigana ale możesz brać
do Expert Cytryna II, dn. , przez Nabity KrzyśA kojarzy ktoś wersję czerwony łeb na niebieskim tle? Wersja light?
do Tur II, dn. , przez Roback75Gdzie można kupić?
do Odlot II, dn. , przez ANDI946Dość popularne wino w latach 2004-2013 we wsi Łagiewniki 26-020 Chmielnik, cała wieś na tym latała. Niestety Pącki Adziu i spółka już gryzą glebę, nie ma chłodzenia Bachusa w źródełku Biały chyba żyje, przerzucił się na piwa, o reszcie mi n...
do Bachus Biały, dn. , przez BondW świecie win, dobór odpowiedniego trunku do danej potrawy może być kluczem do stworzenia niezapomnianego doświadczenia ...
Wina białe — trunek, który wzbudza skojarzenia z elegancją, delikatnością i subtelnymi smakami. Jak twierdzą specjaliści...
Jeżeli gotujesz profesjonalnie z pewnością przyszedł czas, aby wyposażyć się w sprzęt gastronomiczny. Wyposażenie gastro...
Wino to jeden z najbardziej eleganckich i stylowych trunków. Sposób jego przechowywania ma ogromny wpływ na jego smak i ...
Spotkania z przyjaciółmi czy imprezy organizowane we własnym zakresie są stałą, powszechnie spotykaną praktyką. Uwielbia...
Wszelkie prawa zastrzeżone przez Winka.net (c) 2001 - 2024 r. Redakcja | Reklama | Nowe wina na winka.net | Mapa strony
Strona www.winka.net ma charakter wyłącznie edukacyjny i poglądowy NIE jest sponsorowana przez żadnego z producentów, dystrybutorów lub hurtowników wyrobów alkoholowych, NIE ma na celu promowania żadnej z marek alkoholi, jak rownież NIE namawia w jakikolwiek sposób do spożywania napojów alkoholowych. Strona www.winka.net ostrzega, że spożywanie napojów alkoholowych jest szkodliwe dla zdrowia. Strona www.winka.net ostrzega, że zabrania się spożywania alkoholu osobom do lat 18