" Pijąc zdrowie cudze tracimy swoje "

Szukaj:

 

Prawdziwe a zarazem niesamowite przygody Konrada Goldhirsch'a - Część 6 - Opowiadania pijackie oraz winiarskie

Prawdziwe a zarazem niesamowite przygody Konrada Goldhirsch'a - Część 6

autor: von Bentschen

Domostwo sir Om'a leżało kawałek od centrum miasta, z dala od hałasów i tłumów. Dzielnica wyglądała na bardzo bogatą, a sądząc po budynku, w jakim sir Om mieszkał, on również na brak pieniędzy nie mógł narzekać.

Gospodarz domostwa przez cała drogę nie przestawał Konradowi dziękować za bezinteresowny ratunek i zapewniał, że potrafi się odwdzięczyć. Nasz bohater nie mógł nigdy słyszeć o słynnych przyjęciach w domu osoby, którą uratował, może właśnie dlatego był stosunkowo odprężony i wyluzowany. Owszem fasada budynku podpowiedziała mu, że niedoszła ofiara musi być kimś znaczącym, ale jednak podchodził wciąż do sytuacji z dystansem. Ich rozmowa toczyła się głównie wokół tego, co sprowadza Konrada do stolicy. Sir Om wydawał się być wyjątkowo zainteresowany pomysłem rozgryzienia tajemnicy fazy. Konwersację przerwało im zawitanie do małego pałacyku uratowanego.

Gdy przekroczyli drzwi Konrad zaraz się zorientował, że trafił na osobę zaawansowaną w sztuce picia jaboli. Idąc korytarzem mijali zamknięte w gablotkach okazy butelek po tanich winach, wypitych zapewne przez gospodarza, zaś w holu na końcu korytarza wisiał olbrzymi obraz przedstawiający młodego mężczyznę w białej szacie z wieńcem z liści winorośli. Mężczyzna trzymał w dłoni kielich pełen wina i uśmiechał się tajemniczo. Tak oto właśnie Bachus zaprasza nas do swego królestwa. Zaś domostwo sir Om'a mogło zdecydowanie ubiegać się o tytuł przedsionka do tego królestwa.

Nasz bohater jeszcze tego nie wiedział, ale miejsce, w którym się znalazł było jednym z bardziej szanowanych w stolicy. Sir Om nie był może milionerem, ale dysponował solidnymi zasobami finansowymi, a nadwyżki uwielbiał wydawać na przyjęcia, na których spotykały się liczne ważne osoby w mieście. Nie były to przyjęcia, gdzie musieliby się przejmować swoją pozycją społeczną, tak więc alkohol lał się strumieniami, bawiono się do rano lub nieprzytomności, a gospodarz dbał o to, żeby każdy czuł się u niego dobrze. Podobno sprowadza on tanie wina z całego królestwa i to w ilościach przekraczających logiczne wartości, a producenci traktują go jako gwaranta w sytuacji gdy stracą całą klientelę. Sama posiadłość zdobyła sławę tym, że niezależnie od roku, miesiąca, dnia czy godziny zawsze można wypić porządnego jabolka, a jej właściciel był dumny z takiej reputacji i robił wszystko, żeby ją utrzymać. Tak więc rozpostarł skrzydła mecenatu nad zubożałymi artystami, którzy na jego zlecenie tworzyli pieśni, poezję i obrazy nawiązujące tematyką do tanich win. Olbrzymi obraz w holu powstał właśnie w pracowni malarza, któremu sir Om pomógł odbić się od dna. Do właściciela tego niezwykłego miejsca i Konrada podszedł właśnie służący.

- Przygotuj proszę jakieś przyzwoite ubranie dla tego oto Jegomościa, jest on dzisiaj naszym gościem honorowym. - rzekł sir Om - Konradzie, udaj się proszę za mym sługą, kiedy będziesz gotowy, zaprowadzi cię on do sali gdzie już się zebrali goście. Tylko nie pozwól nam na siebie czekać zbyt długo.

Nasz bohater udał się więc kolejnym korytarzem pełnym jabolowych "trofeów", zaprowadzono go do małego pomieszczenia gościnnego, w którym znajdowało się jednak wygodne łóżko, stoliczek oraz półka na ubranie. Na parapecie zaś stała miska z wodą i czysty ręcznik. Służący zostawił Konrada na chwilę samego, ale zaraz wrócił z czystą szaty w kolorze czerni i czerwieni. Niedawny wybawca obmył się pospiesznie, a następnie przebrał się w ofiarowane mu ubranie, zaś swój strój bojowy wraz z mieczem odłożył na półkę. Następnie ruszył za sługą w głąb posiadłości, otworzono przed nim duże drewniane drzwi i wtedy otoczyła go muzyka, śpiew i śmiech. W dużej sali znajdowało się około pięćdziesiąt osób, zarówno mężczyzn jak i kobiet, wszyscy ubrani dostojnie, w ubrania najwyższej klasy. Pod ścianami stały długie stoły pełne przeróżnego jadła: pieczone mięsiwo, dzikie ptactwo, sałatki, owoce i zagryszki wszelkiego rodzaju. Jednak najbardziej rzucające się w oczy w tym pomieszczeniu było wino. Na stołach stały dziesiątki butelek, gdzieś w kącie całe beczki tego wspaniałego napoju. Każdy pił wino, a to z kielicha, a to z butelki, a to prosto z beczki. Samo powietrze w pomieszczeniu mogłoby wprawić nieprzyzwyczajoną osobę w stan lekkiego oszołomienia. Kiedy sir Om dostrzegł naszego bohatera zaczął uciszać biesiadników.

- Drodzy Państwo! Oto człowiek, który widząc, że dzieje się mi krzywda, ruszył mi z pomocą, nie oczekując nawet podziękowania! Dzięki niemu jestem cały, a kto wie, może dzięki niemu w ogóle tu jestem. Jakże bym mógł nie zaprosić tego przesympatycznego jegomościa na naszą małą zabawę. Powitajcie, proszę, mojego wybawcę!

Z dziesiątek gardeł wydobyło się głośne "Huraaa!", każdy wzniósł w górę naczynie z którego pił (poza wyjątkami pijącymi z beczek) i wypito zdrowie Konrada. Parę osób poklepało go po ramieniu i po plecach, jak starego znajomego, a on o dziwo nie czuł się skrępowany. Wręcz przeciwnie, podszedł do stołu, zabrał pierwszego z brzegu jabola i zaczął go stosunkowo szybko spijać. Dookoła niego zabawa zaczęła toczyć się dalej, każdy podjął przerwaną czynność, więc postanowił się trochę dokładniej rozejrzeć po zaproszonych.

- A wiecie, niby to coraz mniej ludzi kupuje tanie wino, ale ja nie potwierdzam tych doniesień. - tłumaczył grupie słuchaczy otyły, łysiejący mężczyzna trzymający olbrzymi gąsior wina - Nie ukrywam, że moje placówki odwiedzają głównie ludzie młodzi, przeważnie studenci, lub starsi uczniowie szkół. Owszem, zdarzają się także starsi panowie, nie ubrani za schludnie i pachnący nieprzyjemnie. No ale co zrobić? Przecież nie zakażę im kupna jaboli, to jest ich ostatnia pociecha w tym okrutnym życiu, które tak podle ich potraktowało. Że co? Że niby drożej jest niż gdzie indziej? No co ja mogę, popieram konsumpcję winiacza, ale jestem jednak człowiekiem interesu, a nie właścicielem wiejskiego spożywczaka. Poza tym myślicie, że to tak łatwo? Czasami trzeba te wina transportować ze stolicy nawet kilkaset kilometrów w przypadku miast granicznych. A koszta transportu rozkładają się na cenę ogólną, a nie tylko na cenę butelki w poszczególnym sklepie. Że jak? Że niby obsługa nie jest miła zawsze? No ja nic na to nie mogę, oni zarządzają konkretną placówką, jak chcą być niemili dla klientów to tylko i wyłącznie ich sprawa. Przecież nie wydałem dyrektywy, żeby nagle każdy sprzedawca był opryskliwy, podejrzliwy i niesympatyczny. Poza tym klienci też nie zawsze są mili. Raz to ponoć się nawet zdarzyło, że jakiś młody chłopak to nawet...

- To jest Arkadiusz Bronisławski - usłyszał Konrad tuż nad uchem głos sir Om'a - Jest właścicielem sieci sklepów "Ropuszka", zapewne już nie raz zasiliłeś jego kiesę. Trochę chciwy, ale jednak gdyby nie jego inicjatywa, to ostrawskie wyroby nie trafiały by na półki całego Królestwa. - nasz bohater już chciał powiedzieć, że nie spodziewał się tak ważnych osobistości, ale gospodarz nie dał mu dojść do głosu - Zaś tam w rogu, widzisz tego samotnego staruszka, sączącego winko ze złotego kielicha? To Wielki Mistrz Cechu Alchemików, Godfryd Siegenboter. To właśnie on wpadł w młodości na pomysł z jabolami, jako środek zdobycia funduszy na działalność alchemiczną. Przedtem do produkcji jaboli zatrudniano tylko alchemików przy końcowej fazie procesu wytwarzania, teraz to oni przejęli w stolicy całą produkcję. Jak widać inicjatywa opłaciła się zarówno mu, jak i konsumentom tanich win. Natomiast tamta dama, w granatowej sukni, to hrabina Bella von Burwitz, żona hrabiego von Burwitza, zarządcy finansów stolicy. Miła kobieta, kiedyś dzięki niej udało nam się zapewnić całkiem spore dotacje z budżetu miasta na rzecz nowych metod konserwacji tanich win. Jej małżonek nie jest może fanem jaboli, ale nigdy nie ma nic przeciwko jej wizytom tutaj. O, a tamten jegomość w rudej czuprynie to Jan z Karłowa, odważny wojownik, który czasami zaszczyca nas swym towarzystwem. Chyba jedyna dziedzina, w której jest tak dobry jak walka na miecze, to picie wina na czas. Kiedyś nawet próbowałem się z nim pojedynkować, na jabole rzecz jasna, ale jakoś nigdy... - jednak Konrad już go nie słuchał, jego uwagę przykuła zupełnie inna postać.

Pod ścianą, obok stołu z wielkim pieczonym prosiakiem, stała dziewczyna ubrana w piękną zieloną sukienkę, trochę młodsza od Konrada. Jej niebieskie oczy były przesłonięte rudymi włosami, a wąskie usta układały się w nieśmiały uśmiech. Dostrzegła naszego bohatera i sir Om'a i wolnym krokiem podeszła do nich.

- Ooo... Widzę, że Kuba zaprosił pod swój dach nową osobę. I to z wyglądu całkiem normalną. Nie masz ani pięćdziesięciu lat, nie wyglądasz też na bogacza ani na ześwirowanego alchemika. Powiedziałabym, że twoja obecność tu jest wręcz podejrzana, przez co bardzo mnie zainteresowałeś. - rzekła

- Ech, widzę, że nie jesteś w stanie się powstrzymać od drobnych złośliwości - odparł sir Jakub Om - Drogi Konradzie, pozwól, że ci przedstawię moją wychowanicę, Popsy. To zaś jest Konrad Goldhirsch, osoba, dzięki której jestem tu cały i zdrowy. Pewnie się cieszysz, że nareszcie jest tu ktoś, z kim mogłabyś swobodniej porozmawiać, bo zgadzam się, iż niekoniecznie muszą cię interesować ciekawostki z sieci "Ropuszka". Dlatego też zostawiam was tu samych, porozmawiajcie sobie spokojnie o waszych, z braku lepszego słowa, młodzieżowych sprawach.

Kiedy sir Om odszedł Konrad odważył się spojrzeć Popsy prosto w oczy. Błękitne jeziora natychmiast go pochłonęły, a on wcale nie chciał wypływać na powierzchnię. Chociaż wiedział, że to irracjonalne poczuł gorące fale miłości przepływające przez jego ciało i wiedział już, że znalazł panią swego serca, niezależnie od tego co ona czuła. Teraz liczyło się tylko to, żeby jak najlepiej wypaść w jej oczach. Zorientował się, że pewnie wygląda głupio tak gapiąc się jej prosto w oczy, więc odwrócił (jakże niechętnie) wzrok. Popsy jednak zauważyła, że nasz bohater nie ma śmiałości odezwać się jako pierwszy i sama zaczęła rozmowę. Konwersacja przebiegała bezproblemowo, z łatwością znajdowali wspólne tematy i nawet się nie zorientowali, kiedy nagle część towarzystwa zaczęła przysypiać lub wychodzić (w kilku przypadkach wytaczać) do domów. Stwierdziwszy, że już dawno nie mieli nic w ustach podeszli do stołów, gdzie wciąż jeszcze zostało wino i wzięli sobie po butelce. Konrad nie chciał się upić przy Popsy, więc tylko okazjonalnie ledwo poprzechylał flaszkę. Nagle usłyszeli jak ktoś stuka sztućcem w kieliszek, odwrócili się w kierunku, z którego ten odgłos dobiegał i ujrzeli sir Om'a, odzianego teraz w długie białe szaty. Kiedy wszyscy pozostali goście zebrali się wokół niego, przemówił:

- Najtwardsi z pijusów! Czekałem aż zostaniecie tylko wy na tej sali, aby złożyć wam ofertę. Konkretnie to jednemu z was. Ci, co nas opuścili to osoby, których życie jest już zbyt zajęte, aby znaleźli czas na odrobinę przygody. A tymczasem jest jeszcze wiele do poznania, wiele do odkrycia i, przede wszystkim, wiele do zdobycia. Jak pewnie wielu z was wie od lat interesuje mnie zagadnienie taniego wina, co widać zresztą po trunkach jakie znalazły miejsce na tych stołach. Zawsze twierdziłem, że tanie wino może być jeszcze lepsze. Obecnie jak wiadomo produkuje się je z jabłek, chociaż jak wiem z nieoficjalnych źródeł obecnie usiłuje się stworzyć odmianę owocu, który bardziej się będzie nadawać do produkcji jaboli. Ja zaś postanowiłem zająć się kwestią przeciwutleniaczy, jeżeli wiecie, co to słowo znaczy. Niektórzy z was są świadomi, że siarka nie jest szczególnie zdrowa dla naszego organizmu i dlatego też rozpocząłem poszukiwania czegoś zastępczego. I, przynajmniej tak mi się wydaje, coś udało mi się odnaleźć. Krąży legenda, że elfy z lasów Pantaphal'u dodają do swych wyrobów tajemniczej substancji, którą zwą katalash'em. Niestety, jak wam wiadomo, Pantaphal jest krainą dość odległą i podróż tam wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem. Dlatego też pytam się: czy znajdzie się wśród was śmiałek, który, wyruszy na poszukiwania tej sekretnej substancji? Droga jest daleka i niełatwa, wymaga mężnego serca i wielkiej odwagi. Sam nie ruszę na tą wyprawę, zwyczajnie nie nadaję się do takiej misji, jednak śmiałkowi zapewnię wyposażenie, środek transportu i nagrodę, jeśli wypełni powierzone mu zadanie. Janie z Karłowa, czy podejmiesz się tego wielkiego wyzwania? - jednak Jan z Karłowa potrząsnął tylko przecząco swą rudą czupryną - No cóż, rozumiem. Taka wyprawa jest bardzo ryzykowna i kto wie czy byś z niej wrócił żywy - na te słowa ci, co już podnosili ręce do góry jako ochotnicy nagle je opuścili - Czy naprawdę nikt nie znajdzie w sobie tyle odwagi, żeby spełnić tą misję? - w tym momencie Konrad dojrzał kątem oka, że Popsy uważnie mu się przygląda i nie zastanawiając się co robi wypił duszkiem prawie całą zawartość butelki, którą trzymał w ręce, a skończywszy rozbił flaszkę o posadzkę.

Ja pójdę! - krzyknął, jednak odczuwał już jak jego umysł oddzielał się powoli od ciała, wędrując w odwiedziny do Bachusa. Wszyscy na Sali wiwatowali i gratulowali mu odwagi, on jednak nie czuł ich serdecznych poklepywań, nie czuł także jak sir Om osobiście uścisnął jego dłoń i na jego cześć kazał zawołać barda, by zaśpiewał jakąś pieśń pasującą do okazji. Jednak, jakby przez foniczną mgłę, słyszał i zapamiętał słowa tej pieśni.

 

Ostatnie komentarze:

Witam!Jakiś czas temu pisałem, że to winko w miarę smakuje, ale okazuje się, że robi to przynajmniej 2 firmy i różnica jak dla mnie jest dość duża. Winko z firmy Nowy Lubień ma lepszy smak i ma 8% i poj.0.7 l, biały korek, sklep u Krysi, natomiast ku...

do Mamrot z Wilkowyj, dn. , przez gość

Cudowny aromat rzygowin, w smaku cierpkie ale dość gładko wchodzi tylko musi być schłodzone. W moim przypadku wierci w jelitach jak Johnny Sins, także na porannej kacówie turbosraka murowana.

do Michel I, dn. , przez Karol

Raz z kolegą oje***ałem 2 sztuki, czułem jak bosy jezusek przechodzi mi stópką po języku. Polecam i pozdrawiam

do Amarena, dn. , przez Witold Stróta

Mam pytanie, u mnie w mieście wycofane wszystkie tanie wina. Sam piłem Węgrzyn, gdzie można kupić Węgrzyn teraz??

do Węgrzyn Podkarpacki, dn. , przez PAWEŁ

Najlepsze wino w moim życiu. Cena adekwatna do jakości. Gwarantuje świetną zabawę i udaną randkę

do Bieszczadzki Antałek Czarna Porzeczka, dn. , przez Filio 123

Nowe artykuły:

Podstawowy sprzęt gastronomiczny do kuchni

Jeżeli gotujesz profesjonalnie z pewnością przyszedł czas, aby wyposażyć się w sprzęt gastronomiczny. Wyposażenie gastro...

Chłodziarka do wina - jak wybrać najlepszą?

Wino to jeden z najbardziej eleganckich i stylowych trunków. Sposób jego przechowywania ma ogromny wpływ na jego smak i ...

Pyszny obiad i doskonałe wino, czyli sposób na udaną imprezę lub spotkanie z przyjaciółmi

Spotkania z przyjaciółmi czy imprezy organizowane we własnym zakresie są stałą, powszechnie spotykaną praktyką. Uwielbia...

Uwielbiasz włoskie wina? Teraz dostępne są też w wersji bezalkoholowej i wegańskiej!

Jeśli kochasz włoską kuchnię i włoskie wina, na pewno często masz ochotę sięgać po produkty prosto z Italii. Nie zawsze...

Jak profesjonalnie otworzyć i podać wino w domu?

Nalewanie wina podczas domowych spotkań jest zadaniem osoby pełniącej rolę gospodarza. Jeśli więc chcemy nadać odpowiedn...

Wszelkie prawa zastrzeżone przez Winka.net (c) 2001 - 2023 r. Redakcja | Reklama | Nowe wina na winka.net | Mapa strony

Strona www.winka.net ma charakter wyłącznie edukacyjny i poglądowy NIE jest sponsorowana przez żadnego z producentów, dystrybutorów lub hurtowników wyrobów alkoholowych, NIE ma na celu promowania żadnej z marek alkoholi, jak rownież NIE namawia w jakikolwiek sposób do spożywania napojów alkoholowych. Strona www.winka.net ostrzega, że spożywanie napojów alkoholowych jest szkodliwe dla zdrowia. Strona www.winka.net ostrzega, że zabrania się spożywania alkoholu osobom do lat 18