Pierwsze dni podróży mijały powoli i mozolnie. Powoli rosnąca odległość pomiędzy Konradem a Ostrawą powodowała, że mijało go coraz mniej ludzi, droga stawała się coraz to gorsza, a nuda stawała się coraz to bardziej dokuczliwa.
Owszem, urozmaiceniem mogły być flaszki taniego wina, które zabrał ze sobą w drogę, lecz zapas nieubłaganie się kończył i Konrad postanowił, że ostatnie parę butelek zostawi na późniejsze okazje. " W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się jabol " - myślał sobie nasz bohater, a miało się już niedługo okazać, że miał rację.
Któregoś dnia jazdy z rzędu, kiedy już zbliżał się powoli do granic Królestwa, przejeżdżał przez gęsty las. Nim z niego wyjechał słońce zaszło i ciemność zaczęła ogarniać ziemię. Gdy wreszcie drzewa zaczęły się przerzedzać było już całkiem ciemno. Konrad zaklął pod nosem, nie spodziewał się bowiem, że w żadnej wsi. Spore było więc jego zaskoczenie gdy ujrzał przy trakcie zajazd, może w nie najlepszym stanie, ale z całą pewnością otwarty. " Rany, ciekawe skąd dostają zaopatrzenie... " pomyślał nasz bohater, lecz machnął tylko ręką, musiał się zadowolić takim noclegiem, jaki mu los zesłał. A zesłał stary budynek, kryty omszałą dachówką. Ścian dawno nikt nie odnawiał, w wielu miejscach poodpadał tynk, a dobudowana zagroda dla wierzchowców sprawiała wrażenie jakby się miała zaraz zawalić. Jednak miejsce to miało jedną dużą zaletę: przez brudne, małe okienka można było dostrzec światło. Konrad odprowadził więc swego kuca Grzegorza do 'stajni' i zauważył, że chyba nie on jeden postanowił zatrzymać się na noc w tym zajeździe - dwa z czterech boksów były zajęte przez duże kare konie.
Po chwili nasz bohater był już w środku gospody. Wiele można było o wystroju powiedzieć, ale na pewno nie to, że był przytulny. Kilka stołów z krzywo ciosanego drewna, kiwające się krzesła, brudna posadzka, zakurzona lada, a za nią osobnik, który zdecydowanie nie pasował do stereotypowego wizerunku karczmarza. Był to wysoki, szczupły mężczyzna o bardzo bladej cerze i krótkich, równo zaczesanych kruczoczarnych włosach, starannie ogolony, ubrany w nienagannie czyste ubranie. Ogólnie sprawiał wrażenie jakby przeniesiono go na takie zadupie prosto z bogatego arystokratycznego dworu. Poza nim w karczmie pracowały także dwie służące, obie ładne, ubrane w proste stroje z granatowej tkaniny. Konrada zaciekawiło to, że obie zachowywały się jakby sztywno, każdy krok, gest czy wypowiedziane słowo zdawało się byś już dawno zaplanowane, a teraz tylko wykonane, zupełnie jak przedstawienie w teatrze lalek.
Przy jednym ze stołów siedziało dwóch jegomościów w ciężkich brązowych płaszczach podróżnych i popijało ciemne piwo z dużych drewnianych kufli. Oboje wyglądali na w miarę zamożnych, o czym świadczyć mogły chociażby złote pierścienie na palcach ich dłoni. O krzesła oparli swe bagaże, każdy z nich miał średnich rozmiarów solidny, skórzany plecak. Konrad skinął im na powitanie głową, a następnie podszedł do karczmarza. Zapłacił mu za nocleg i opiekę nad kucem, a dodatkowo zamówił ciepły posiłek i kufel jasnego piwa.
Właściciel zajazdu był dlań bardzo uprzejmy i używał języka pasującego raczej do osoby o wysokim wykształceniu niż do prostego człowieka. Była to kolejna rzecz, którą nasz bohater dodał do listy dziwactw panujących w tym miejscu. Jako, że nie czuł jeszcze senności, postanowił porozmawiać z dwójką podróżników.
- Witam waćpanów! Nie ma nas tu zbyt wiele, więc pozwólcie, że się do was dosiądę. Prawdę rzekłszy to nie spodziewałem się gospody w takim miejscu, jednak nie smucę się! Przynajmniej spędzę dzisiejszą noc w cywilizowanych warunkach. Karczmarz wydaje się być dość oryginalną osobą, lecz na brak manier z jego strony narzekać nie mogę. Piwo także nie najgorsze, nie powiem, mimo iż nie jest to najbliższy memu sercu trunek. Ale ale! Gawęda przyjemna, a ja nawet się nie przedstawiłem. Jestem Konrad Goldhirsch. A wy, szlachetni panowie?
- Jan Fargenberg i Johan Siegbroten, siadaj chłopcze i nadstaw lepiej uszu. - rzekł jeden z wędrowców - Mów szeptem, albowiem misja nasza nie może zostać ujawniona właścicielowi tego zajazdu. Jesteśmy przedstawicielami zakonu św. Bazylego, zostaliśmy tu wysłani w związku z pogłoskami, jakoby miejsce to było przeklęte przez złe moce. Nie zakładaliśmy, że ktoś tu przybędzie oprócz nas, dlatego prosimy cię o ścisłą współpracę. Jesteśmy tu już parę godzin i jak na razie nie odnotowaliśmy nic co by wskazywało na ingerencję czarnej magii. Owszem, obsługa jest tu dość dziwna, ale za oryginalność jeszcze nie zabijamy. A wiedz, że jesteśmy najlepszymi bojownikami w promieniu wielu mil! W naszych bagażach znajdziesz więcej poświęcanej broni, amuletów, talizmanów i eliksirów niż mają na targu Ostrawie. Ale o tym cicho sza! Obyśmy nie musieli używać naszych zdolności, z Bożą pomocą rano wyjedziemy stąd cali i zdrowi, wyspani i najedzeni. Niestety nie napici jak należy, bo piwo jakby rozcieńczone w żydowskich proporcjach. Ech, napiłoby się czegoś ciut mocniejszego! Oczywiście bez przesady, nie możemy sobie pozwolić na utratę koncentracji.
- Ano niestety! - potwierdził Johan Siegbroten - Praca nasza wymaga ciągłego skupienia i czujności, diabelskie skutki upojenia alkoholowego potrafią zniweczyć i zepsuć lata naszego treningu. Nie jesteśmy jednak Najświętszymi Panienkami co by tak bez grzeszku się małego obejść i wypić lubimy. Karczmarz twierdzi jednak, że nie ma on żadnych mocnych alkoholi. Ponoć skończyły się mu zapasy, a dostawy na horyzoncie nie widać. Biedne nasze gardła, że tak mierny trunek przez nie przepuszczać musimy. Chyba przyjdzie nam zaczekać aż do powrotu do klasztoru, tam piwniczki puste nie bywają... Chwali się to naszemu zakonowi, że tak dba o swe dzieci, albowiem nic tak nie zbliża do Boga jak antałek pełen czerwonego wina. Ogólnie picie wina jest wskazane z religijnego punktu widzenia. Bo przecież Pan nasz nie zamienił wody w sok, podpiwek czy kwas chlebowy! Z tylu napojów umiłował on właśnie ten jeden szczególny: wino! I chwała mu za to, bo gdybym miał pić podczas nabożeństwa dla przykładu wywar z pora i szpinaku to bym się musiał dobrze zastanowić czy nie lepiej być zwykłą owieczką Kościoła, niż jego pasterzem.
Konrad usłyszawszy te wywody poznał w wysłannikach zakonu św. Bazylego ludzi swego pokroju, więc odchrząknąwszy wyjął ze swego plecaka butelczynę jabola, jedną z sześciu jakie mu jeszcze pozostały. Nowo poznani bojownicy wiary wspominali o winie czerwonym, to miało zaś kolor zbliżony do brunatnego, co było dość niezwykłe biorąc pod uwagę fakt, że na etykiecie widniał napis "Napój Winopodobny Biały". Jednak nikt z kompanii nie narzekał i pierwszą flaszkę osuszyli w zadziwiającym wręcz tempie. Nasz bohater zawsze cenił sobie dobre towarzystwo do picia, więc nie żałował zapasów i po krótkim czasie ostała się tylko połowa. Cała trójka była już wtedy w bardzo dobrym humorze, a Jan Fargenberg jakby zapomniał o tym, że mieli raczej nie wyjawiać swej tożsamości obsłudze. Postawił ostatnie trzy jabole na stole, umieścił nad nimi dłonie i zaczął je błogosławić.
- Panie Boże, pobłogosław proszę ten trunek, niechaj spłynie na nie świętość i światłość. Ulituj się nad nami grzesznymi i pokaż swą łaskę. Pozwól swym owieczkom zasmakować wina równie świętego jak to któreś podawał swym uczniom w wieczerzę twą ostatnią. Ześlij nań blask twej chwały! In nomine Patris, et Filii et Spiritus Sancti, amen!
Wszyscy się roześmiali i może dlatego nie zauważyli jak flaszki przez chwilę delikatnie błysnęły złotym światłem. Każdy z biesiadujących, nieświadomy spełnienia ich pobożniej prośby, chwycił po butelce i zaczęli powoli sączyć smakowity trunek. Johan Siegbroten zamówił także trochę zakąsek, żeby było czym przegryźć i tak sobie wesoło biesiadowali przez dłuższy czas, rozmawiając na najróżniejsze tematy. Nie spostrzegli, że obsługa przestała się kręcić po sali, a nawet gdyby spostrzegli to humory mieli już wystarczająco poprawione alkoholem, iż pewnie by się tym nie przejęli. Całą konspirację szlag trafił już kompletnie kiedy to zakonnicy zaczęli opowiadać swe liczne przygody, zapominając o szepcie, a nawet przy kilku opowiastkach stawali na stole i odgrywali co bardziej dramatyczne sceny.
- Razu pewnego dostaliśmy zadanie likwidacji wilkołaka nękającego wieś Perrendorf niedaleko Ulrichburgu. - mówił Jan Fargenberg - Nie była to łatwa misja, albowiem tamtejszy wilkołak okazał się niezwykle rzadką odmianą, którą chaos naznaczył albinizmem. Taka biała bestia jest wielka i niesamowicie silna. Taką kupę cielska nie łatwo zaszlachtować, a nawet rażona z kuszy zdawała się nie odczuwać bólu. No i przyznam, że za cholerę nie mieliśmy pomysłu jak by się do tego diabelstwa dobrać. Wreszcie udało nam się zorganizować spore fundusze i zamówiliśmy w słynnej elficko - krasnoludzkiej kuźni w górach Millierbergu broń, której nawet takie licho jak ten biały wilkołak musiał się obawiać. Była to kula do rusznicy, wykonana ze srebra, pokryta drobnymi runami kutymi z miedzi pełnej świętej magii, albowiem uzyskano ją topiąc miedziane elementy ołtarzu z Upadłej Katedry w Ülmen. Dodatkowo elficcy magowie zaklęli w tej kuli urok Zaćmienia Księżyca, który miał dodatkowo zaszkodzić ranionemu odmieńcowi. Koszt takiej zabawki był straszliwy, pięć tysięcy złotych monet! Całe szczęście, że biskupowi zależało na głowie tego monstrum, inaczej byśmy się nie wypłacili. Tak więc dowieziono nam jeszcze rusznicę i już byliśmy gotowi na łowy, oczywiście nie muszę dodawać, że mieliśmy do dyspozycji tylko jeden strzał, nawet biskup tak nie szasta kasą, żeby wydawać majątek na ratowanie zadków jakiś wieśniaków. Wszystko było dokładnie zaplanowane. Johan zwabił bestię do wsi, wszystkim chłopom kazaliśmy się skryć w lokalnym kościółku. Zapędził potwora w wąskie przejście między dwoma chałupami, a tam już ja czekałem z naładowaną rusznicą opartą na forkiecie. Kiedy wilkołak goniąc Johana wpadł między budynki, mój wierny druh rzucił się na ziemię dając mi w ten sposób szansę do strzału, a ja ją wykorzystałem. Wiedziałem, że musi się udać i udało się! Kula trafiła zwierzoludzia prosto w szyję, urywając mu głowę. Do dziś w salonie biskupa Ulrichburgu można podziwiać to trofeum.
Dokończywszy swą historię Jan Fargenberg ziewnął dwa razy i zasnął z głową na blacie stołu. Johan Siegbroten poddał się senności jeszcze w trakcie opowiadania przygody o białym wilkołaku. Konrad trzymał się najdłużej i to on zauważył jak do stolika podszedł karczmarz z paskudnym uśmiechem na ustach. Później światło jakby pociemniało i nasz bohater zapadł w sen.
Obudzili się mniej więcej w tej samej chwili. Byli związani grubymi linami, tak że mogli jedynie poruszać palcami. Jedynym źródłem światła na sali były płonące błękitnym ogniem świece. Niedaleko nich na krześle siedział barman uśmiechając się szeroko, obnażając swoje nienaturalnie długie kły. Konrad powinien być przerażony, ale spożyty alkohol robił swoje i niefortunny rycerz czuł się fatalnie, walczył z falami mdłości, a głowa bolała go straszliwie, dlatego też pomyślał jedynie " Cholera, wampir ". Bardziej przejęli się sytuacją zakonnicy, jednak pęta uniemożliwiały im ruch, a bagaże leżały daleko pod ściana. Służące stały za wampirem, obie miały oczy zamknięte, jakby pogrążone były w głębokim śnie. W oczach mrocznego karczmarza można było z łatwością wyczytać głód krwi oraz radość ze zwycięstwa w walce z dobrem. " A więc jednak zakon miał rację, zło pojawiło się w tej okolicy w najbardziej wyrafinowanej postaci " pomyślał Konrad, po czym parę razy przełknął ślinę, bo poczuł jak zawartość żołądka zmierza coraz wyżej i wyżej ku jamie ustnej.
- Proszę, proszę - bardziej wysyczał niż powiedział wampir - okazuje się, że przysłano do mnie dwie owieczki kościoła. Nie wiem czy moja skromna karczma zasługuje na wizytę tak znakomitych gości. Wasze bagaże zostaną na jakiś czas u mnie, nie będziecie ich już nigdy potrzebować. Jan Fargenberg i Johan Siegbroten... Uważani za najlepszych siepaczy Bazylego... Spodziewałem się czegoś więcej po takich sławach jak wy, panowie. Czy to właśnie dzięki upiciu się pokonaliście Wiedźmę z Haffgradu? Zalewając się do nieprzytomności ukatrupiliście ghule z Cyprysowej Doliny? Jeśli tak to wybaczcie, na mnie trzeba coś więcej, niż zdolność to wypalania sobie mózgu alkoholem. Oczywiście wasze zniknięcie spowoduje, że będę zmuszony zmienić miejsce zamieszkania, lecz niewielka to cena za schwytanie gwiazd waszego formatu. Naprawdę myśleliście, że was nie rozpoznam? Was, jakże znanych w wampirzym klanie? Za wasze głowy zostanę dopuszczony przez naszą Radę do tytułu lorda! Nie wiem tylko, kim jest wasz młody towarzysz. Nowy członek Zakonu? Jeśli tak, to nie cieszył się za długo z przynależności do Bazylego. Zresztą nieważne, przyda się i on. W końcu takiego zwycięstwa aż wstyd byłoby nie uczcić małą ucztą.
Trójka nieszczęśliwców musiała przyznać, że sytuacja wyglądała krytycznie. Zakonnicy szamotali się i mocowali z więzami, ale te nie puściły. Tymczasem wampir z obnażonymi kłami powoli zbliżał usta do szyi Konrada. Był już zaledwie o cal od niej, za sekundę by się w nią wgryzł, kiedy to wydarzyło się to, co musiał się wydarzyć. Konrad nie mógł wytrzymać już ani chwili dłużej, przegrał sromotnie ze swym żołądkiem i wyrzygał się prosto na twarz wampira. Ten odskoczył od naszego bohatera z wielkim wrzaskiem, zakrywając swe oblicze. W powietrzu wyczuć było można smród palonego mięsa, a po kilku chwilach wampir upadł na podłogę, połowę jego głowy stanowiły tylko spopielone resztki czaszki. Dwie służące także osunęły się na ziemię, nie były to już jednak ludzkie kobiety, tylko drewniane kukły z wymazanymi nań krwią zaklęciami. Wraz ze śmiercią wampira, czar iluzji jaki rzucił na manekiny prysł, ukazując ich prawdziwe oblicze. Świece rozbłysły jakby na nowo, już nie bladoniebieskim, lecz zwyczajnym płomieniem i w sali zrobiło się jaśniej.
- Niesamowite! - zakrzyknął Jan Fargenberg - Cud się dokonał! Spożyte przez nas jabole musiały zostać naprawdę pobłogosławione przez niebiosa, a gdy rzygi Konrada, które w pewnym stopniu składały się z owego wińska, dotknęły wampirzej skóry to zadziałały nań jak woda święcona. Doprawdy, panie Goldhirsch, dzisiaj uratował nam pan dupę, nie ma co. Mamy również szczęście, że wampirowi zachciało się pogaduszek, mógł nas przecież zaszlachtować jak spaliśmy. Widać arogancja wzięła górę nad rozsądkiem. Drogi Johanie, doczołgaj się jakoś do mnie i spróbuj poluzować moje więzy... Czas się stąd wynosić.
Po kwadransie wygibasów wreszcie cała trójka była wolna od więzów. Wszyscy mieli nielichego kaca, ale groza wydarzeń minionych dodała im sił. Zakonnicy wyrwali ze zniszczonej czaszki wampira kły (" Jako dowód naszego zwycięstwa! " wytłumaczył Johan) i dla pewności wyjęli ze swych bagaży osikowy kołek i przebili nieruchome ciało monstrum. Konrad musiał dość długo czekać, aż jego towarzysze zakończą odprawianie wszystkich rytuałów mających na celu zlikwidowanie złej aury z okolicy, a następnie naradzili się co do dalszej drogi.
- Nam trzeba wracać do klasztoru - rzekli zakonnicy - ale najpierw pojedziemy do Pozburgu, mamy sprawę u jednego z tamtejszych proboszczów. Jeśli ten kierunek Ci odpowiada ruszaj z nami, z radością przyjmiemy Cię do swej kompanii.
Konrad zgodził się na tą propozycję, Pozburg leżał na trasie jego wędrówki. Poszli więc wszyscy trzej po wierzchowce i ruszyli powoli w drogę, zostawiając za sobą zło, które chciało ich zgładzić.
Witam!Jakiś czas temu pisałem, że to winko w miarę smakuje, ale okazuje się, że robi to przynajmniej 2 firmy i różnica jak dla mnie jest dość duża. Winko z firmy Nowy Lubień ma lepszy smak i ma 8% i poj.0.7 l, biały korek, sklep u Krysi, natomiast ku...
do Mamrot z Wilkowyj, dn. , przez gośćCudowny aromat rzygowin, w smaku cierpkie ale dość gładko wchodzi tylko musi być schłodzone. W moim przypadku wierci w jelitach jak Johnny Sins, także na porannej kacówie turbosraka murowana.
do Michel I, dn. , przez KarolRaz z kolegą oje***ałem 2 sztuki, czułem jak bosy jezusek przechodzi mi stópką po języku. Polecam i pozdrawiam
do Amarena, dn. , przez Witold StrótaMam pytanie, u mnie w mieście wycofane wszystkie tanie wina. Sam piłem Węgrzyn, gdzie można kupić Węgrzyn teraz??
do Węgrzyn Podkarpacki, dn. , przez PAWEŁNajlepsze wino w moim życiu. Cena adekwatna do jakości. Gwarantuje świetną zabawę i udaną randkę
do Bieszczadzki Antałek Czarna Porzeczka, dn. , przez Filio 123Jeżeli gotujesz profesjonalnie z pewnością przyszedł czas, aby wyposażyć się w sprzęt gastronomiczny. Wyposażenie gastro...
Wino to jeden z najbardziej eleganckich i stylowych trunków. Sposób jego przechowywania ma ogromny wpływ na jego smak i ...
Spotkania z przyjaciółmi czy imprezy organizowane we własnym zakresie są stałą, powszechnie spotykaną praktyką. Uwielbia...
Jeśli kochasz włoską kuchnię i włoskie wina, na pewno często masz ochotę sięgać po produkty prosto z Italii. Nie zawsze...
Nalewanie wina podczas domowych spotkań jest zadaniem osoby pełniącej rolę gospodarza. Jeśli więc chcemy nadać odpowiedn...
Wszelkie prawa zastrzeżone przez Winka.net (c) 2001 - 2023 r. Redakcja | Reklama | Nowe wina na winka.net | Mapa strony
Strona www.winka.net ma charakter wyłącznie edukacyjny i poglądowy NIE jest sponsorowana przez żadnego z producentów, dystrybutorów lub hurtowników wyrobów alkoholowych, NIE ma na celu promowania żadnej z marek alkoholi, jak rownież NIE namawia w jakikolwiek sposób do spożywania napojów alkoholowych. Strona www.winka.net ostrzega, że spożywanie napojów alkoholowych jest szkodliwe dla zdrowia. Strona www.winka.net ostrzega, że zabrania się spożywania alkoholu osobom do lat 18